mijający weekend był dość wyjątkowy, bo z powodu przeprowadzania biura i braku internetu w nowym, razem z mym lubym mieliśmy tak zwane home office, chwilowo przeistaczające się również w centrum coworkingowe, kiedy to odwiedzały nas również inne osoby. praca w domu, muszę przyznać, należy do rzeczy przyjemnych, zwłaszcza z powodu możliwości wyspania się, zjedzenia normalnego śniadania, chodzenia w dresie i braku makijażu. co więcej - dzięki takiemu stanowi rzeczy udało mi się prawie zupełnie wyzerować stan listy to do, na ten tydzień przerzucając jedynie wycieczkę do biblioteki na drugi koniec miasta.
sęk w tym, że po pracowitym tygodniu, w weekend się rozleniwiłam i zrobiłam niewiele, a właściwie - prawie nic. za to spędziłam przemiły wieczór piątkowy w knajpie, w sobotę na swapie zrobiłam deal stulecia wymieniając nienoszoną od dawna bluzę na przepiękny płaszcz, niedzielne śniadanie przydarzyło się nam w mieście, a popołudniem zawitaliśmy do portu:
tak, kiedyś żyłam w świecie poetyckim, zanim zamieniłam go na świat papieru i dziurkaczy. mam jednak do niego wielki sentyment i muszę przyznać, że po dzisiejszych spotkaniach czuję się bardzo zainspirowana. kiedy więc wykonam te 5 kartek zamówionych, których deadline zbliża się niebezpiecznie, być może nie zapomnę tej inspiracji jakkolwiek wykorzystać.
a póki co - mam do pokazania przepiśnik z zeszłego tygodnia. a jeśli paplanina będzie mi się zdarzać częściej niż zwykle - wybaczcie, ale gdzieś muszę dawać upust emocjom, może Was nie zniechęci, jesli czasem będzie tu więcej o rudej niż o wyklejaniu ;)
kolejny mini-przepiśnik z ukochanych papierów Lemonade :)
No i to tyle na dziś - i tak więcej niż zwykle ;)
sęk w tym, że po pracowitym tygodniu, w weekend się rozleniwiłam i zrobiłam niewiele, a właściwie - prawie nic. za to spędziłam przemiły wieczór piątkowy w knajpie, w sobotę na swapie zrobiłam deal stulecia wymieniając nienoszoną od dawna bluzę na przepiękny płaszcz, niedzielne śniadanie przydarzyło się nam w mieście, a popołudniem zawitaliśmy do portu:
tak, kiedyś żyłam w świecie poetyckim, zanim zamieniłam go na świat papieru i dziurkaczy. mam jednak do niego wielki sentyment i muszę przyznać, że po dzisiejszych spotkaniach czuję się bardzo zainspirowana. kiedy więc wykonam te 5 kartek zamówionych, których deadline zbliża się niebezpiecznie, być może nie zapomnę tej inspiracji jakkolwiek wykorzystać.
a póki co - mam do pokazania przepiśnik z zeszłego tygodnia. a jeśli paplanina będzie mi się zdarzać częściej niż zwykle - wybaczcie, ale gdzieś muszę dawać upust emocjom, może Was nie zniechęci, jesli czasem będzie tu więcej o rudej niż o wyklejaniu ;)
kolejny mini-przepiśnik z ukochanych papierów Lemonade :)
No i to tyle na dziś - i tak więcej niż zwykle ;)
A ja lubie, jak ludzie cos pisza o sobie :) W koncu na spotkaniach nie mam zbytnio okazji, zeby dobrze Was poznac, wiec milo mi czytac o zainteresowaniach na blogu.
OdpowiedzUsuńMoja kolezanka Elbereth zapraszala mnie na te spotkania, ale niestety, spedzilam weekend z chorymi dziecmi z domu :(
ja też lubię :)
Usuńspotkania Kwiatu są raz w miesiącu, więc jak nie tym razem to na pewno kiedy indziej sie uda :)
"Te spotkania" to mialam na mysli Port Literacki, przepraszam, zle napisalam :P
UsuńA Port Literacki jest raz w roku, kto wie, moze za rok :P
aaaa no tak, to trochę inna bajka ;) ale Biuro Literackie ma też dużo spotkań pojedynczych z autorami w ciągu roku ;)
Usuń